wtorek, 30 czerwca 2015

Pada deszcz!

Dzisiejsza pogoda skłoniła mnie do napisania postu o produkcie, który według mnie jest rewelacyjny i pomaga ujarzmić niesforne włosy. Pojedynku nie będzie :) Wielokrotnie miałam sytuację, że pięknie wymodelowałam włosy, wyprostowałam, wygładziłam, poświęciłam na to trochę czasu, a wyszłam na zewnątrz i niestety włosy nie wytrzymały w takim stanie nawet 30 minut, bo zaczęły się puszyć, skręcać, etc.Wszystko za sprawą wilgotnego powietrza. Każda dziewczyna, która ma takie włosy, wie jak ciężko znaleźć produkt, który pomógłby je choć trochę ujarzmić w tak deszczowy dzień jak dzisiejszy.  Ja taki produkt znalazłam. Loreal Dual Stylers Sleek & Swing. To kosmetyk do stylizacji włosów, który ma podwójną konstyncję żelu i kremu. Produkt przeznaczony jest do nieposłusznych, puszących się włosów, który chroni je przed wilgocią. Po umyciu włosów i wytarciu ręcznikiem, wyciskam produkt na dłoń (producent pisze, że dla uzyskania odpowiedniej proporcji kremu i żelu należy nacisnąć tubę w miejscu zaznaczonym na opakowaniu, ale ja naciskam wyżej, bo zauważyłam, że wyciskam praktycznie sam żel bez kremu), mieszam w dłoniach i rozprowadzam na całej długości włosów, a następnie je modeluję. Produkt nie obciąża włosów, nie skleja ich, ma lekką konsystencję, przyjemny zapach, a przede wszystkim jest skuteczny. Włosy są wygładzone, lśniące, elastyczne, zdyscyplinowane, a wilgotne powietrze już im nie straszne. Za 150 ml zapłaciłam 48 zł, ale produkt jest bardzo wydajny (moje włosy są do ramion). Używam go 2 miesiące i jeszcze mam połowę opakowania. 
A zatem dziewczęta nie musimy już chować włosów pod czapką w deszczowy dzień, związywać w kucyk czy modlić się o słońce! Wystarczy Loreal Dual Stylers Sleek & Swing! :)

niedziela, 28 czerwca 2015

Zaspałaś? Vivalis, Batiste Dry Shampoo vs Gosh Professional Hair Care Dry Shampoo

Zdarzyło Ci się zaspać? Czasu ledwo starczyło na wytuszowanie rzęs? Patrzysz w lusterko a Twoje włosy są oklapnięte, bez życia i wołąją "umyj nas!"?. Z pomocą biegnie suchy szampon! Produkt, który w kilka sekund ma odświeżyć nasze włosy, odbić je od nasady, tak aby wyglądały estetycznie a my czuły się lepiej :) Suchy szampon oczywiście nie zastąpi nam prawdziwego szamponu, ale uratuje wygląd naszych włosów w wielu nieprzewidzianych sytuacjach. Czytałam opinie, że suche szampony niszczą włosy, osłabiają je, co powoduje, że stają się matowe, suche i wypadają. Ja stosuję suchy szampon co drugi dzień i nie zauważyłam pogorszenia ich kondycji, a wierzcie mi jestem osobą, która przywiązuje dużą wagę do pielęgnacji włosów. Pierwszym suchym szamponem, który kupiłam był Gosh, więc zacznę od niego.

Szampon uniósł włosy u nasady i nic więcej. Po zastosowaniu produkt pozostawił szary nalot, którego nie dało się wyczesać, włosy stały się niemiłe w dotyku, posklejane i zaczęły się elektryzować. I jeszcze ten duszący zapach! Podczas rozpylania zaczęłam kasłać i odniosłam wrażenie, że najlepiej byłoby go stosować na balkonie. Za taką cenę (30 zł za 150ml) spodziewałam się czegoś innego... a włosy i tak musiałam związać.




Vivalis Batiste Dry Shampoo wypada zdecydowanie lepiej. Po pierwsze jest tańszy (ok. 15 zł za 200 ml), po drugie nie skleja włosów i naprawdę je odświeża. Dodaje włosom objętości, które można śmiało rozpuścić. Producent zapewnia, że szampon nie pozostawi białych śladów nawet na ciemnych włosach. No cóż według mnie pozostawi, ale łatwo go wyczesać. Zapach nie jest aż tak duszący i intensywny jak w przypadku szamponu Gosh, choć też trochę mi przeszkadza.



Jeżeli więc zdarzy się, że jutro zaśpisz, sięgnij po Batiste :)



sobota, 27 czerwca 2015

To może coś do demakijażu? Micelarny płyn do demakijażu Oceanic AA Collagen Hial+ vs Micelarny płyn do demakijażu Ziaja Sopot Spa

Nie muszę chyba pisać jak ważną rolę w codziennej pielęgnacji naszej cery odgrywa demakijaż. Usuwa resztki makijażu, brud (tak,tak.. po całym dniu w miejskim gąszczu pełno na twarzy kurzu, spalin, bakterii, potu etc.), a przede wszystkim przygotowuje cerę do dalszej pięlegnacji. Nie wiem jak Wy, ale ja sobie nie wyobrażam położyć spać w makijażu i nawet kiedy wracam do domu późną nocą bardzo zmęczona, to pierwsze co robię sięgam po waciki i płyn do demakijażu. Jak już się domyślacie po tytule ja postawiłam na płyny micelarne, bo są lżejsze niż mleczka, które niestety obciążały moją skórę. A czego oczekuję od mojego płynu micelarnego? Przede wszystkim, żeby skutecznie i szybko zmył makijaż, bo najczęściej robię to późno w nocy kiedy nie mam już siły na nic. Zatem uwaga, pojedynek! :)


Ziaja Sopot Spa płyn micelarny do cery po 30 roku życia (no niestety 30 pęknie w tym roku :)). Kupiłam, bo pani w sklepie zapewniała, że jest super i na pewno będę zadowolona. Skusiłam się przede wszystkim ze względu na cenę - 7 zł za 200 ml! Zgodnie z opisem producenta produkt zapewnia łagodny demakijaż, zapobiega wysuszeniu skóry, zmiękcza skórę oraz redukuje jej napięcie, wpływa kojąco na podrażnienia, a specjalna receptura ogranicza ryzyko migracji składników do worka spojówkowego. Moje odczucia są jednak zupełnie inne. Po pierwsze musiałam zużyć pięć wacików, żeby skutecznie zmyć makijaż, a produktu starczyło mi raptem na 2 tygodnie. Podczas demakijażu oczu, tusz do rzęs dziwnie się "wałkował", nie mogłam go zmyć, a jak produkt dostał się do oka to niestety odczuwałam pieczenie. Cera nawilżona i tyle. Śmiało mogę powiedzieć, że 7 zł to zdecydowanie za dużo jak na ten produkt.


Oceanic AA Collagen HIAL+ micelarny płyn do demakijażu oczu i twarzy. Produkt do każdego rodzaju cery. Według producenta płyn skutecznie usuwa makijaż i wszelkie zanieczyszczenia, przywraca uczucie świeżości, zapewnia wyjątkowe nawilżenie i wygładzenie skóry, koi i niweluje podrażnienia. Zacznijmy jednak od ceny. Za 200 ml zapłaciłam 12zł, a więc jest droższy od Ziaji, z tym że produkt ten jest niesamowicie wydajny i wystarcza mi na cały miesiąc. Osobiście jestem nim zachwycona. Bardzo skutecznie usuwa makijaż, wystarczy kilka ruchów wacikiem i voilà makijażu nie ma. Skóra pozostaje świeża, miękka, nawilżona i wygłodzona. Dla mnie bomba!

Jaki werdykt? Oczywiście Oceanic AA!

czwartek, 25 czerwca 2015

Lancôme TEINT IDOLE ULTRA 24H vs CLINIQUE Stay-Matte Oil-Free Makeup

Każda dziewczyna borykająca się z problemem przetłuszczającej się cery wie jak ciężko dobrać podkład, który utrzyma się na twarzy przez minimum 3 godziny. Jestem jedną z nich. Dlatego dobór idealnego podkładu był dla mnie nie lada wyczynem. Po wielu latach prób i błędów, wypróbowania niezliczonej ilości podkładów różnych firm kosmetycznych znalazłam dwa produkty, które na dłużej zagościły na mojej półce. Dzisiaj przedstawię ich pojedynek. A zatem 3, 2, 1 fight!


Oto Clinique Stay-Matte Oil-Free Makeup. Lekki podkład, który ma kontrolować wydzielanie sebum i zapewnić matowe wykończenie makijażu. A jakie są moje wrażenia? Konsystencja faktycznie jest lekka, a podkład praktycznie bezzapachowy, czyli na plus. Łatwo rozprowadza się na twarzy, nawilża i nie tworzy efektu maski. Krycie ma raczej średnie, a podkład kontrolował wydzielanie mojego sebum tylko przez pierwsze dwa tygodnie stosowania. Po tym okresie niestety znów byłam bywalczynią damskiej toalety celem tzw. "przypudrowania nosa". Podkład utrzymuje, się na mojej twarzy maksymalnie 3 godziny. Jak dla mnie to trochę za krótko..



Lancome Teint Idole Ultra 24H to podkład do każdego typu cery. Zgodnie z opisem producenta podkład walczy z oznakami zmęczenia, bez konieczności poprawy makijażu cera ma pozostawać nieskazitelna i wygładzona przez 24 godziny. Absolutnie podpisuję się pod tym! Podkład utrzymuje się na mojej twarzy przez cały dzień, nie muszę robić żadnych poprawek (uff), pięknie wyrównuje kolor skóry, ale nie robi efektu maski i nie wysusza. Łatwo się rozporowadza. Przeszkadza mi trochę zapach (różany), ale na szczęście nie czuć go zbyt długo. Jak dla mnie ten podkład to strzał w 10!

A zatem dzisiejszy pojedynek wygrywa podkład Lancome! :)